Historia dworu
OBECNIE POZOSTAŁO KILKASET, WIĘKSZOŚĆ W RUINIE.
Najstarsza informacja do jakiej udało nam się dotrzeć dotyczy jednego z pierwszych zapewne właścicieli wsi Radonie (często odmienianej też jako “Radonia”). Poniższy wpis pochodzi z książki Nieznana szlachta polska i jej herby, opracowanej cyfrowo przez Wiktora Wittyga:
Trzeba przyznać, że imć Radoński miał prawdziwie „grunwaldzki” herb…
Po raz pierwszy o istnieniu dworu w dobrach Radonie-Dąbrówka dowiadujemy się z aktu kupna-sprzedaży tychże dóbr z 21 czerwca 1796 roku. Zawarty on został pomiędzy Antonim Grotuzem, pisarzem grodzkim Księstwa Żmudzkiego, a Piotrem Czołchańskim herbu Sas, radcą Departamentu Warszawskiego, dziedzicem wsi Lubiec i właścicielem dóbr łaskich i Łasku.
Spisany ręcznie na Zamku Warszawskim dokument wymienia, że dobra sprzedaje się z „…wszystkiemi pożytkami, przychodami y dochodami, polami, rolami, gruntami, siedliskami, zaroślami, ogrodami fruktowemi y jarzynnemi, rzekami, stawami, sadzawkami y wszelkim wód ściekiem, dworem, zabudowaniami dworskiemi y wieyskiemi y wszelkiemi budynkami, rolnikami oboiey płci, jak chałupami, załogami, powinnościami, pańszczyznami, daninami, robociznami y wszelkim należnym posłuszeństwem, zasiewami ozimemi i jaremi, inwentarzami y sprzętami, oraz co tylko na gruncie znajduie się y tym wszystkim co w tych Dobrach do pożytku służyć może, i iak też Dobra w swoim ograniczeniu długości, szerokości i rościągłości z dawna zostawały, zostaią y zostawać powinny…”
Z tego samego dokumentu dowiadujemy się także, iż Antoni Grotuz kupił Radońską Dąbrówkę (gdyż również pod taką nazwą funkcjonował majątek) od Antoniny z Królikowskich Piotrowskiej aktem z dnia 31 lipca 1793 roku, spłacając jednocześnie jej sukcesorów. Natomiast Pułkownikowa Piotrowska nabyła dobra radońskie 12 kwietnia 1791 roku od Mateusza Grotch, stolnika rawskiego, który w ten sposób staje się najstarszym znanym nam z imienia i nazwiska właścicielem majątku Radonie Dąbrówka.
Piotr Czołchański, radca Departamentu Warszawskiego, dziedzic wsi Lubiec i plenipotent Teofila Załuskiego, właściciel dóbr Łaskich i Łasku to znamienita postać szlachty polskiej. Radonie niewątpliwie były tylko jedną z licznych jego posiadłości, najprawdopodobniej użytkowane jako tereny uprawne. Wspomina on o nich w swoim testamencie, który pisze w 1833 roku, w wieku 73 lat. W tym skądinąd arcyciekawym dokumencie skrupulatnie podaje spis całego swojego mienia. Znajduje się tam więc i “powóz zielony za 600 złotych, kareta staroświecka żółta za 300 złotych” jak i “ciżmy stare” warte cały jeden złoty. Na początku testamentu pokrótce opisuje historię swojego życia oraz wymienia swoje liczne inwestycje:
“syn familii szlacheckiej przez rezolucję krajową zubożonej, niegdy rozległe dobra na Wołyniu i Ukrainie, Taykurskie i Żytopolskie dziedziczący z wiela familiami […], po śmierci rodziców wśród iskursji kozackiej w Ukrainie iako tułający się, nakoniec do Warszawy przywieziony, za Instancjami do usług Rzeczypospolitej polskiej był wezwany podług nominacji, które stracił wraz z rozbiorem kraju […] Teraz w siłach osłabiony, wiekiem lat 73 przechodzonym wśród pracowitych interesów. Majątek mój całkiem zarobny, ani z sukcesji, ani żadnego posagu z dwiema żonami pochodzący, jedynie z znacznego kredytu i skromnego życia […] Naprzód z zyskownej przedaży wiosek dziedzicznych Radonia i Dombrówka zwanych, w powiecie błońskim i przedaży dóbr prażmowskich w powiecie czerskim […]”
Piotr Czołchański zmarł 6 stycznia 1833 roku i został pochowany w kościelnej krypcie pod kaplicą Matki Boskiej przy kolegiacie łaskiej.
W 1800 roku majątek radoński przechodzi w ręce Karola Bronikowskiego, który jest jego właścicielem jedynie przez 4 lata. W przeciwieństwie do wielu dworów polskich, które często całymi wiekami należały do tej samej rodziny, Radonie w przeciągu zaledwie dwustu lat zmieniają właściciela kilkanaście razy.
Kolejną właścicielką Radoń – znowuż jedynie na 6 lat – zostaje w 1804 roku Wirydianna z Radolińskich Kwilecka-Fiszerowa. Jest to bardzo ciekawa postać, autorka wspomnień zatytułowanych Dzieje moje własne i osób postronnych obejmujących lata rozbiorowe i porozbiorowe. Przez współczesnych nazywana polską Madame de Staël, w pamiętniku opisuje życie własne i swojej rodziny oraz różnych „osób postronnych” na tle burzliwych wydarzeń historycznych, od konferederacji barskiej do powstania Królestwa Kongresowego.
Skoligacona z najzacniejszymi rodzinami szlachty wielkopolskiej, po rozwodzie z pierwszym mężem, Antonim Kwileckim, w roku 1806 poślubiła generała Stanisława Fiszera. Bieg historii i koleje życia Wirydianny sprawiły, że było jej dane pozostawać w zażyłych stosunkach z najwybitniejszymi postaciami epoki i osobiście uczestniczyć w wielkich wydarzeniach, takich jak Sejm Czteroletni, insurekcja 1794 roku, czy wyprawa Napoleona na Rosję.
Z Tadeuszem Kościuszką łączyła ją wręcz bliska przyjaźń, z jej strony nosząca znamiona miłosnego zauroczenia, którą tak opisuje w swojej książce: „Pierwszą moją myślą było zbliżenie się do Kościuszki. Z przyjemnością stwierdziłam, że się przyzwyczaił do mojego widoku, że mu brakowało mojej osoby, kiedy go nie odwiedzałam i że rozporządzał mną jak przyjaciel. To dla niego przyjechałam do Paryża i gdyby chciał zawładnąć mną całkowicie, wyjechałabym nie widząc nic i nikogo poza nim[…] Kościuszko jednak był zbyt pochłonięty sprawami niepodległościowymi i nie miał czasu na amory. Wyswatał więc Wirydiannę ze swoim adiutantem i bliskim przyjacielem, generałem Fiszerem. O Radoniach Wirydianna wspomina dwukrotnie, choć jest to jedynie krótka wzmianka dotycząca sprzedaży majątku w okresie, kiedy wraz z drugim mężem znajdowali się w kłopotach finansowych: “Sprzedaż Radoniów na razie wypełniła mi sakiewkę, byliśmy jednak na najlepszej drodze do ruiny”.
W latach 1810-1812 właścicielem Radoń jest hr. Stanisław Męciński z Kurozwęk, herbu Poraj. Kolejna barwna postać, znana z sarkastycznego dowcipu i pewnego nietypowego procesu sądowego. A tak oto opisuje go Paulina Wilkońska w książce Z Moich wspomnień o życiu towarzyskim w Warszawie:
“Hrabia Męciński — przezwany Mandarynem — był to sobie niby grand hiszpański, wyzuty z majątku, a drapujący się w tym większą butę rodową. Sławnym był jego proces, który Matce Boskiej Częstochowskiej wytoczył. Jakiś tam jego przodek, wychodząc na wojnę, złożył w klasztorze częstochowskim brylanty wielkiej wartości i kosztowności inne. O zwrot tych bogactw wytoczył zatem proces twierdząc, że były klasztorowi tylko do przechowania oddane, gdy, przeciwnie, zwierzchność klasztoru twierdziła, że one darowizną były. Proces na niekorzyść hrabiego Męcińskiego rozstrzygniętym został.
Był to mężczyzna wysoki, dość silnie zbudowany, lecz chudy, wyprostowany w krzyżu, ale nieco powłóczący nogi. Cery ciemnej, rysów ostrych, z zadartą dumnie brodą. Ręce, w których trzymał laskę, zakładał zwykle na plecach. I tak można go było dnia każdego w Ogrodzie Saskim spotykać. Gdyśmy z mężem siedzieli tamże na ławce, zwykle przysiadał się do nas. Lubił prawić o świetności swojego rodu i rozległych majątkach. Posłyszawszy nazwisko czyje zapytywał zaraz, jakim pieczętuje się herbem — których świadomość dość miał obszerną. Opowiadał o swoich różnych fatach i dowcipach, które zawsze Warszawę bawiły. Trąciły wszelako niekiedy cynizmem i czelnością pewną.
Otóż jeden z lepszych: Stał na Saskim dziedzińcu, gdy już zbierała się parada. A właśnie odbyć się miała przed którymś z książąt i jakimś gościem zagranicznym. Policjant przystępuje do niego i przemawia:
— Panie hrabio, tutaj stać nie można. — A to, durniu, przynieś mi krzesło! — odpowiedział patrząc nań z góry”.
Męciński był postacią dobrze znaną w całej Warszawie, po której krążyły anegdoty i jego, i o nim. Wiele z nich przytacza K.W. Wójcicki w Pamiętnikach dziecka Warszawy:
“Po powstaniu w 1831 roku stale zamieszkał w Warszawie, gdy wszystko stracił, i należał do karykatur naszej stolicy. Wyniosłego wzrostu, twarzy pociągłej, bladej, z okularami na dużym nosie, tuszy dobrej, z wydatnym brzuchem, chodził po ulicach miasta zwykle z zadartą w górę głową i dumnie spoglądając na przechodzących. Gdy po dolegliwej biedzie przyszła nędza, żył z żebraniny, pożyczając niby po parę złotych — zaglądając do pierwszych restauracji, gdzie znalazł zawsze benefaktora, który mu kupował śniadanie lub obiad”.
Wójcicki nadmienia również o wspominanym przez Wilkońską procesie o kosztowności częstochowskiego klasztoru:
“[…] raz w dzień uroczysty Matki Boskiej ujrzano go, jak szedł za procesją, jeden z jego znajomych mówi: — Jak to, pan hrabia tu, a procesujesz się z Matką Boską Częstochowską? — Nic nie szkodzi — odpowiada poważnie — przyjaźń przyjaźnią, a interes interesem”.
Hrabia Męciński usiłował aż do śmierci wyprocesować od jasnogórskich Paulinów skarby oddane w czasie wojny szwedzkiej klasztorowi na przechowanie przez jednego z jego przodków. Nieskutecznie. Stąd “procesować się jak Męciński z Matką Boską” przysłowiowo już oznacza proces beznadziejny, nie do wygrania.
W 1812 roku hrabia Stanisław Męciński odsprzedaje Radonie Karolowi Kahle, porucznikowi batalionu płk Sussmilcha. Jest to kolejna nietuzinkowa postać, wpisująca się chlubnie w historię majątku, który poszerza w 1820 roku przyłączając do niego inne dobra. Rozpoczyna on najlepszy okres w historii posiadłości, jego swoisty “złoty wiek”, wykazując się dużą gospodarnością, a następnie oddając majątek radoński z folwarkiem Dąbrówką w ręce rodziny Rydeckich, którzy prawo własności nabywają w 1828 roku.
Około 1842 roku Piotr Folkierski (1819-1901) herbu Radwan stawia stojący do dzisiaj murowany, klasycystyczny dwór. Dwór zbudowany jest na planie prostokąta, ma regularną bryłę i jest wysoko podpiwniczony. Przykrywa go dach naczółkowy o połaciach krytych gontem. Elewacja frontowa jest 9 osiowa, z 3 osiowym czterokolumnowym portykiem toskańskim zwieńczonym neorenesansowym szczytem. Na elewacji ogrodowej znajduje się dwuosiowy ryzalit. Prawdopodobnie w tym samym czasie powstaje wokół dworu park krajobrazowy.
Barbara Rydecka, córka Adama i Tekli Rydeckich, jest pierwszą żoną Piotra Aleksandra Folkierskiego i posiadłość radońską wnosi mu we wianie. Umiera wcześnie, zostawiając mężowi dwójkę dzieci: Władysława i Aleksandrę. Miejsce Barbary przy boku Folkierskiego zajmuje jej siostra – Julia z Rydeckich. Kiedy umierają Adam i Tekla Rydeccy Piotr Folkierski z drugą żoną spłacają sukcesora, (brata Julii, Alfonsa) i tym samym zyskują prawo do całości terenu w 1840 roku.
Czas administracji Piotra Folkierskiego to czas rozkwitu Radoń. Wieś składa się wówczas z 18 domów i liczy 183 mieszkańców, a powierzchnia ziem w majątku wynosi 526 mórg – z czego ponad 70% to grunty orne. Powstaje osada fabryczna i młynarska z wiatrakiem oraz browar produkujący licencjonowane piwo bawarskie. W latach 1880-tych produkcja wynosi 17 000 wiader piwa, a obroty około 20 000 rubli.
Browar posiada również spory zbyt w Warszawie gdzie w firmie E. Kostrzewskiego przy ul. Miodowej mieści się główny i wyłączny skład piwa radońskiego. Piotr Folkierski przechodzi do historii nie tylko z powyższych powodów. Przede wszystkim był on pionierem zastosowania w gospodarstwie rolnym na terenie Królestwa Polskiego maszyny z napędem parowym. Tzw. lokomobila była w Radoniach już w 1856 roku używana m.in. do młócenia zboża. Syn Folkierskiego, Władysław, znany matematyk i inżynier, w wielce interesujący sposób opisuje jak do tego doszło:
„Cukiernik przybyły z francuskiej Szwajcaryi, nazwiskiem Bisier, wynajął był […] na Krakowskim Przedmieściu […] wspaniały lokal na parterze, w którym oprócz cukierni chciał urządzić fabrykę czekolady i w tym celu sprowadził z zagranicy elegancką kilkokonną machinę parową, firmy Hermann, którą ustawił w ogromnem z jednej tafli szkła oknie od ulicy. Rzecz ta, niesłychana podówczas w Warszawie (1855), wzbudziła niepokój wśród lokatorów, którzy obawiali się „wysadzenia w powietrze” […] W końcu władza rozkazała, by owa machina piekielna, która naraża całą dzielnicę miasta i to jedną z najpiękniejszych na wysadzenie w powietrze, natychmiast usuniętą została. Bisier wskutek tego zbankrutował i ogłosił w pismach wyprzedaż częściami swych przyrządów. Ojciec mój, wyczytawszy to ogłoszenie, nabył bardzo tanio machinę i kocieł”.
W Radoniach, naprzeciwko dworu był obszerny murowany budynek, którego połowę zajmowała gorzelnia. W drugiej jego połowie ustawiono młockarnie, sieczkarnie, piły, a w gorzelni lokomobilę. Wał transmisyjny łączył obie połowy budynku i w ten sposób, oprócz wymienionych maszyn rolniczych, maszyna parowa poruszała również wszystkie urządzenia gorzelniane: tarki, pompy, mieszadła, itd. Wszystko to świetnie funkcjonowało, ku ogólnemu zdziwieniu sąsiadów, którzy nie byli w stanie uwierzyć „jak można maszynę przeznaczoną do wyrabiania czekolady, używać do młócenia zboża”.
Lokomobila młócąca zboże jest uwieczniona na zdjęciu z 1936 roku, kiedy to właścicielem majątku jest Jan Chrzanowski. Trudno jednak powiedzieć z całą pewnością, czy jest to owo oryginalne urządzenie sprzed osiemdziesięciu lat.
W 1888 roku Piotr Folkierski sprzedaje majątek radoński Edmundowi Sikorskiemu. Od tego momentu żaden nowy właściciel nie będzie w posiadaniu tych dóbr dłużej niż kilka lat i do 1932 roku Radonie są wystawiane na sprzedaż kilkakrotnie. Niestety nie udało się do tej pory dotrzeć do żadnych istotnych informacji dotyczących poniższych nazwisk.
Po Sikorskim własność przechodzi w ręce Ryszarda Cegielskiego, który w 1899 roku odsprzedaje majątek Kazimierzowi Kiełczewskiemu. Następną właścicielką w 1907 roku jest Aniela Chatkiewicz, po niej kolejno Celina Raczyńska ze Stanisławą Mrozowską i Eugenia Łępicka. Wiadomo, że od kolejnego właściciela Konstantego Gordziałkowskiego w 1932 roku dobra radońskie przechodzą w ręce Jana i Marii Chrzanowskich, którzy gospodarują nimi przez 13 lat, aż do 1945 roku.
2 kwietnia 1932 roku majątek radoński kupują Jan i Maria Chrzanowscy herbu Suche Komnaty. Chrzanowscy opuszczą Radonie po trzynastu latach, 15 września 1945 roku, na skutek reformy rolnej z 1944 roku. Doskonale funkcjonujący i samowystarczalny majątek z przetwórnią owoców i warzyw, hektary pól uprawnych oraz dwór i park – wszystko to tracą mocą jednego zdania Komisarza Ziemskiego stwierdzającego, że „…majątek ziemski Radonie o powierzchni 151 ha, własność ob. inż. dypl. Jana Chrzanowskiego, został przejęty na rzecz Państwa i rozparcelowany.”
Państwo Chrzanowscy osiedlają się w Radoniach zaraz po ślubie i tego samego roku przychodzi na świat ich córka Janka, a cztery lata później w 1936 roku syn Stefan. W dworze mieszkają również rodzice Jana, Damian i Władysława Chrzanowscy, nazywani przez wnuków „Dadumkami”, oraz brat Jana, również Stefan. Za nowych Dziedziców majątek radoński liczy ponad 150 hektarów, z czego większość stanowią grunty orne i lasy, a resztę łąki oraz stary sad z licznymi drzewami owocowymi. Są również dwadzieścia dwa stawy rybne, gdzie prowadzona jest hodowla karpia. Młodzi właściciele są świeżo po studiach – Jan skończył sadownictwo, a Maria hodowlę. Teraz jednak po raz pierwszy muszą całą tą książkową wiedzę zastosować w życiu – stają się ziemianami mającymi uprawiać ziemię i z jej plonów będą musieli utrzymać siebie, swoją rodzinę oraz dać pracę okolicznej ludności, której życie i dobrobyt w dużej mierze zależą od funkcjonowania radońskiego majątku.
Oboje małżonkowie ciężko pracują i gospodarstwo jest prowadzone wzorowo: powstaje nowy sad, inspekty i duży ogród warzywny gdzie Maria poza zwyczajowymi warzywami hoduje również szparagi, sprzedawane później w Warszawie. Stawy są regularnie zarybiane, obory pełne krów i trzody chlewnej, prowadzona jest hodowla koni. W 1938 roku Jan wraz z bratem Stefanem przekształcają dawny budynek pensjonatu na przetwórnię owoców i warzyw zwaną przez okolicznych mieszkańców „Fabryką marmolady”. Do produkcji przetworów wykorzystywane są owoce z obydwu sadów i własne warzywa. W parku małżonkowie fundują dwie kapliczki – figurki Matki Boskiej. Jedna znajduje się na łące na prawo od dworu, druga na malowniczej wysepce na stawie za domem. Pod tą pierwszą Maria Chrzanowska prowadzi co roku nabożeństwa majowe, w których uczestniczą wszyscy mieszkańcy dworu, jak również pracownicy dworu mieszkający w czworakach i tzw. „czerwoniaku”.
Państwo Chrzanowscy szybko zaprzyjaźniają się z właścicielami sąsiednich majątków – szczególnie z Łaźniewskimi z Musuł i Stokowskimi ze Szczęsnego – i często wspólnie spędzają czas. Latem rozgrywane są mecze tenisowe na radońskim korcie, a zimą hokejowe na największym stawie w parku. Również zimą są polowania, kuligi i zapomniany obecnie skiring. Największymi amatorami tego białego szaleństwa są oczywiście dorośli, bo ta forma wypoczynku wymaga umiejętności narciarskich i zamiłowania do koni. Są dwie formy skiringu. Pierwsza to jazda na nartach za koniem dosiadanym przez innego jeźdźca, która wymaga tylko trzymania się liny i utrzymania równowagi na nartach. Koniem kieruje jeździec. Druga forma skiringu jest trudniejsza, bo polega na równoczesnej jeździe na nartach i kierowaniu koniem. Tutaj trzeba być i świetnym narciarzem i mieć wprawę w powożeniu i udaje się to jedynie Janowi Chrzanowskiemu.
Przed II wojną światową częstym gościem w dworze jest ówczesny pułkownik Stefan Grot-Rowecki, brat cioteczny Jana. W czerwcu 1939 roku przyjeżdża on do Radoń i wzburzony relacjonuje, że dostał rozkaz od ministra Kasprzyckiego by w ciągu trzech miesięcy zorganizować brygadę pancerno-motorową z… brygady kawalerii! Dokładnie trzy miesiące później wybucha wojna. W czasie wojny majątek radoński funkcjonuje w miarę normalnie, choć stacjonujący w Grodzisku Niemcy często się tutaj zjawiają by zarekwirować żywność. Od 1943 roku dwór kilkakrotnie organizuje odbiór spadochroniarzy z Wielkiej Brytanii i zasobników z bronią. „Cichociemni” lądują na polanie gdzie obecnie znajduje się klasztor Sióstr Dominikanek. Hasłem, na które czeka Jan słuchając radia jest „stolnica” – w późniejszych przekazach historycznych zniekształcona na „solnicę”. W tym pierwszym zrzucie, w nocy z 9 na 10 września 1943 roku, razem z por. Bolesławem Polończykiem, ps. „Kryształ”, ppor. Fryderykiem Serafińskim ps. „Drabina” ląduje również kobieta, kpt. Elżbieta Zawacka, ps. „Zo”, kurier KG AK. Skoczkowie są na noc umieszczeni w zaprzyjaźnionych domach na wsi i następnego dnia jadą kolejką EKD do Warszawy.
W 1943 roku dwór powiększa się o nową mieszkankę. Państwo Chrzanowscy przyjmują pod swój dach Krysię Geisslerową, 16-to letnią Żydówkę, której udało się uciec z częstochowskiego getta i po wielu miesiącach tułaczki i mieszkania kątem u różnych znajomych i krewnych trafia z polecenia do Radoń. Rodzice przykazują Jance i Stefankowi, że gdyby ktoś o nią pytał mają odpowiadać, że jest ich guwernantką. Krysia ma swój pokoik na „przygórku” na strychu, razem z rodziną Chrzanowskich jada posiłki i wspólnie z nimi spędza czas. Krysia zostaje w Radoniach do końca wojny.
Podwarszawska lokalizacja majątku sprawia, że po upadku Powstania Warszawskiego staje się on przystanią dla uchodźców ze zrujnowanej stolicy. Właściciele Radoń bezpłatnie udzielają schronienia i żywią na własny koszt do 80-ciu osób. W dworze mieszka około 30 osób, głównie krewni i znajomi. Reszta uciekinierów umieszczona jest w „Fabryce marmolady”. Jedną z wielu osób, które znalazły schronienie w majątku jest malarz Bernard Tadeusz Frydrysiak. W swoich wspomnieniach barwnie opisuje swój wielomiesięczny pobyt tutaj:
„Doprowadziwszy się trochę do porządku pod żurawią studnią zjawiłem się we dworze na wieczerzę. Aczkolwiek siedzące w tej chwili przy stole liczne grono ludzi było wysiedleńcami, względnie uchodźcami o smutnych przeżyciach, to jednak atmosfera panowała tu wesoła, gdyż dom był życzliwy, gościnny, prawdziwie polski. Zabrałem się do jedzenia. Podano cudowne, prawdziwie wiejskie, nie zbierane zsiadłe mleko z kaszą gryczaną! Rozkosz! Następnie – nieodzowną marmoladę własnego wyrobu, twaróg, wiejski domowy chleb. Pycha! Po kolacji krótka pogwarka i wszyscy się rozeszli gdzie kto chciał. Najczęściej na przechadzkę po wspaniałym starym parku […] W majątku zawsze pełno było pracy. Wszyscy do różnych prac zaciągali się ochotniczo, chociażby z moralnego obowiązku w stosunku do gospodarzy. Ja również […] A więc: w ogrodzie, przy sianokosach, strzelanie do celu z procy lub wiatrówki, zbieranie pomidorów lub grzybów w lesie, opalanie się nad stawami. Życzeniem jednak miłych gospodarzy było bym pracował przy sztalugach. Pan domu, szczery miłośnik sztuki, był nieprawdopodobnym entuzjastą i sprawiało mu wielką przyjemność, kiedy widział moje ciągle nowe prace. Stał się moim przyjacielem i zwolennikiem mojej sztuki. Malowałem różne rzeczy, począwszy od autoportretów, pięknych pań i pejzaży. W majątku było kilka młodych, ładnych panien, więc było jeszcze milej. Państwo domu krzątali się około wielkiej wysiedleńczej rodziny, starając się, by wszyscy czuli się jak najlepiej i chwilowo zapomnieli o swych przeżyciach i poniesionych stratach. W pewnym momencie nazywano wszystkich uciekinierów „kotami”, gdyż każdy z nich mówił, że „miał, miał” i wszystko stracił. Nocą z lasu przychodzili partyzanci. Dostawali żywność i odchodzili.”
Gdy kończy się wojna, zaczynają być wdrażane w życie postanowienia reformy rolnej z 1944 roku. Wszyscy właściciele ziemscy, których grunty orne przekraczają 50 ha muszą się poddać parcelacji i opuścić swoje włości. Często na spakowanie mają kilka godzin. Grunty orne państwa Chrzanowskich mają powierzchnię 51 hektarów – o jeden hektar za dużo… W 1945 roku Jan dostaje propozycję nie do odrzucenia: może zostać w dworze, w którym dostanie dwa pokoje (!), jeżeli zgodzi się być administratorem Radoń i przyszłego PGR-u.
Od razu wie, że jego odpowiedź będzie odmowna, jednak korzystając z czasu jaki mu dano na podjęcie decyzji rodzina się pakuje i przez kilka nocy wysyła samochodem swoje mienie do Sopotu, gdzie państwo Chrzanowscy zamierzają się przeprowadzić. Udaje im się zabrać właściwie cały dobytek: meble, obrazy, porcelanę, książki, albumy fotograficzne, dokumenty i pamiątki. 15 września 1945 roku jest ostatnim dniem pobytu Jana i Marii Chrzanowskich w Radoniach. Gdy w 1968 roku będąc przejazdem w okolicy podjeżdżają pod dwór nie mają siły wysiąść z samochodu, widząc w jakim stanie znajduje się budynek, w którym spędzili trzynaście pierwszych lat swojego małżeństwa. Okrążają tylko pozostałości gazonu i odjeżdżają, by nigdy już tu nie wrócić.
W okresie powojennym dwór oraz otaczający go park przechodzą różne koleje losu, będąc w dyspozycji szeregu instytucji. W pierwszym okresie majątek Radonie należy do Samopomocy Chłopskiej, potem przejmuje go Okręgowy Zarząd Terenów Rolnych i następnie P.G.R Opypy. Kolejnymi właścicielami są Hufiec Związku Harcerstwa Polskiego i po nich P.G.R. w Książenicach. W tym czasie dwór zamieszkują pracownicy P.G.R.-u, a zabudowania folwarczne są wykorzystywane do hodowli krów i bukatów – bydła rzeźnego. Po pewnym czasie pracownicy otrzymują kwaterunek gdzie indziej i wyprowadzają się. Zaczyna się szybki proces dewastacji dworu i parku.
W 1998 roku, w książce o dworach powiatu grodziskiego pt. Domy i Ludzie, jej autor Marek Cabanowski stwierdza odnośnie radońskiego dworu: „Za każdą moją kolejną wizytą stopień dewastacji tej rezydencji był coraz większy. Dzisiaj okoliczni mieszkańcy wyłupują cegły ze ścian nośnych i rozbierają drewniane gonty na opał. Myślę, że obecne zniszczenia są nieodwracalne i pałacu nie da się już odbudować.”
Dwór w Radoniach – nazywany przez okolicznych pałacem, że względu na swoje wymiary – próbowano odbudować trzykrotnie: w 1971, 1981 i 2001 roku, i dopiero ta ostatnia próba kończy się sukcesem. W 2010 roku, po dziewięciu latach intensywnego remontu zrujnowany dwór powraca do swej dawnej świetności i nowi właściciele dostają pozwolenie na użytkowanie. Po raz pierwszy od 60-ciu lat budynek zaczyna ponownie funkcjonować jako dom rodzinny.
„Nić tradycji snuje się dalej na kołowrotku teraźniejszości”