Skip to content Skip to footer

Potencjalne walki kogutów

Gdzieś tak w połowie lipca mój ogrodnik Krzysiu oznajmił mi, że jedna z kur kwocze.  Jeszcze z 10 lat temu nic by mi to nie mówiło, ale od tego czasu kilka już kur zamieniło się w kwoczki czyli potencjalne kurze mamki i teraz już wiem, że kwoczenie to zespół objawów wywołanych chęcią wysiadywania jaj i wodzenia piskląt. A ponieważ moje stadko składało się wówczas jedynie z pięciu dość wiekowych już kur, ucieszyłam się więc, że jest szansa na jego powiększenie. Łatwo rozpoznać, gdy kura zamierza wysiadywać, ponieważ jej zachowanie zmienia się diametralnie. Odmawia ona wychodzenia z gniazda, kwocze i dziobie, gdy próbuje się ją z tamtąd wynieść, wyskubuje sobie pióra z klatki piersiowej, ma podwyższoną temperaturę ciała i puszy się, żeby sprawiać pozory większej. No i potrafi stać się agresywna, kiedy inne kury składają jaja w pobliżu. Postanowiliśmy więc naszą kwoczkę przenieść do mniejszego kurnika, aby miała święty spokój przez najbliższe trzy tygodnie.  Tyle bowiem mniej więcej potrzeba czasu na wyklucie. Moja kura, która stała się kwoczką usiadła aż na piętnastu jajach.  Może się to wydawać niemożliwe, ale ta akurat kwoczka należy do rasy cochin, a jest to jedna z największych ras: dorosłe kury potrafią ważyć nawet 4,5 kg! Kochiny to niezwykle urokliwa rasa. Wywodzą się z Chin, a do Europy dotarły w 1860 roku jako dar żołnierzy korpusu ekspedycyjnego dla królowej Wiktorii. Znaleziono je w letnim, cesarskim pałacu w Pekinie i tak urzekły oficerów urodą, że postanowili podarować je swojej królowej. Dostojne i majestatyczne stworzenia szybko stały się bardzo popularne i do dzisiaj te pierzaste nioski stanowią prawdziwą ozdobę przydomowych ogrodów. Są bowiem bardzo wdzięczne i oryginalne.

Kury wyglądają na masywne poprzez bujne i miękkie upierzenie, które je formuje w kulę, którą aż się chce pogłaskać i przytulić. Krótkie, również upierzone nóżki i mała głowa tworzą w całości bardzo proporcjonalną sylwetkę. Wyglądają jak kuleczki z piór, z łapkami w kapciach i ufryzowanymi, pierzastymi kuprami.

Ponieważ ta rasa ma piękne ubarwienie, od czarnego aż nawet po niebieskie, to większe stado wygląda w ogrodzie jak ruchome kwiaty. Te szanghajskie olbrzymy mają też wyjątkowo sympatyczne usposobienie, wielce łagodny temperament i są bardzo ufne wobec swoich opiekunów.  Cieszyłam się więc bardzo, że to akurat ta kura usiadła na jajkach, bo była szansa, że wyklują się małe kochiniątka 🙂  I tak, dokładnie trzy tygodnie później, na dwa dni przez moim wyjazdem na rodzinne wakacje, pojawiły się pierwsze kurczaczki.  Zabrałam je na wieczór do domu, żeby reszta mogła się w spokoju dokluć.

Następnego dnia wykluło się jeszcze sześć, a reszta jajek okazała się niezalężona. Moje stadko powiększyło się więc o jedenaście kurczątek!  Trudno im było zrobić zdjęcie, bo na początku najchętniej siedziały w ciepełku maminego puchu.

A gdy wróciłam z wakacji, kurczątka już mocno podrosły.

Przez prawie dwa miesiące mama i maleństwa trzymały się non-stop razem i z dala od reszty stada mimo, że przyjęło je ono bez żadnych problemów.  Każdy kurczaczek był inaczej upierzony, ale tak samo ruchliwy i hałaśliwy.  Wszędzie było ich pełno.  Aż powoli, z dnia na dzień, kuraki-kochinaki zaczęły samodzielnieć i przestały się oglądać na swoją matulę.  I pewnego wieczora, gdy poszłam zamknąć kurnik zobaczyłam, że kwoka przeniosła się z powrotem do dużego kurnika i dumnie zasiadła po prawicy koguta.  Zaś jej pociechy zostały na noc w mniejszym kurniku.  Dołączył do nich niewiele większy od nich kogucik, którego dostałam w prezencie od sąsiada, gdyż jego kury nie traktowały go z należytym szacunkiem i był przez nie dziobany.  Takie molestowanie à rebours 🙂 Moje nowe stadko  ruchliwych, ale spolegliwych kuraków bardzo mu się spodobało i wygląda na to, że postanowił się nimi zaopiekować.

No i teraz mam dwa stadka:  jedno niewielkie, leciwe, z potężnym kogutem o potężnym głosie i drugie, liczniejsze, wielobarwne, z kogucikiem, który dopiero ćwiczy pianie.

 

Ćwiczy także dominację, jako że w nowym stadzie są aż cztery kogutki.  Wczoraj miałam pierwszy przykład aktywności kogucich testosteronów, bo wszystkie kogutki zaczęły do siebie doskakiwać, stroszyć różnobarwne kołnierze i zastygać naprzeciwko siebie w bezruchu, by za chwilę, w tej samej sekundzie pofrunąć na siebie z rozcapierzonymi pazurami. Wszyscy mi powtarzają, że będą się tłukły na śmierć, bo koguty tak ponoć mają. Ano zobaczymy.  Moje psiaki przyglądają się temu rozgardiaszowi ze stoickim spokojem.

A ja mam aparat w pogotowiu 🙂

P.S.

Czasami bywam na „kurzych” forach. I czasami znajduję tam takie konwersacyjne smaczki:

„Hej, mam dwie kurki mieszańce silki z kochinem, już od 2 tygodni krukajom czy tak inaczej jakoś skrzeczom, czy coś w tym stylu, ale nie chcom siedzieć na jajkach. Dlaczego? Jajka jeszcze znoszą, kiedy one zaczną wysiadywać? Gdy są w gnieździe by znieść jajko strasznie się wydzierają, co robić, pomużcie. Mam je jakoś zmusić czy co?”

I odpowiedź:

„Po pierwsze, kur się nie da do niczego zmusić. Po drugie, nie pomużcie, tylko pomóżcie. Po trzecie, nie krukają ani nie skrzeczą, tylko kwoczą. Po czwarte, nie chcom tylko chcą. Jak kura znosi jajka to nie jest kwoką i po co ci kury jak ty podstaw ich zachowania nie znasz? Nie wydzierają się tylko niosą jajka i dają znać takim głosem, że już je zniosły.  Jak kura krzyczy codziennie lub co drugi dzień to znaczy, że zniosła jajko. Jak by była kwoką, to by cały czas siedziała na jajkach i jak byś podszedł to by stroszyła pióra i ogon stroszyła i by kwokała. Poczytaj więcej na temat kur, bo coś się za bardzo nie znasz, sorka nie chciałam cię obrazić, ale tak jest.”

🙂

 

What's your reaction?
0Cool0Bad0Happy0Sad

Dodaj komentarz