Ta dowcipna trawestacja stwierdzenia „Cogito ergo sum” (łac. „Myślę, więc jestem”) – zdania będącego konkluzją wywodu, w którym Kartezjusz poszukuje niepowątpiewalnych podstaw wiedzy jest tytułem książki naszego przyjaciela Rogera Scrutona: „I drink, therefore I am”.
Polecam wszystkim miłośnikom wina i filozofii, jest już przetłumaczona na język polski. Roger jest – tak jak i dziesiątki jego książek – wybitny pod każdym względem. Jest dla mnie kwintesencją współczesnego człowieka renesansu, jednym z największych filozofów i myślicieli współczesności. Zna się na wszystkim, pisze o wszystkim, potrafi poprowadzić konwersację na każdy temat. Filozof, naukowiec, jeździ z wykładami po całym świecie, ale to co najbardziej w nim podziwiam to jego skromność mimo, że jego genialny umysł wszystko ogarnia. Roger po prostu wszystko umie, a przy tym jest szalenie ciepłym, dobrym człowiekiem. Upiecze chleb, ugotuje świetną zupę rybną, zaszlachtuje świniaka i zrobi kiełbasy, jeździ konno i prowadzi motocykl, jest organistą w lokalnym kościółku, poza filozofią pisze o kulturze, muzyce, architekturze, ekologii, komponuje opery, pisze również i powieści na równi z grubymi i trudnymi książkami filozoficznymi, których nigdy nie będę w stanie przeczytać i zrozumieć, gra na pianinie, prowadzi razem z żoną Sophie w południowej Anglii ekologiczną farmę Sunday Hill Farm, której nadał nazwę „Scrutopia”, żyje bez telewizora, w otoczeniu swoich ukochanych koni, uprawiając ogród i codziennie, przez wiele godzin pisze. Nigdy nie jeździ na wakacje. Wielki przyjaciel Polaków, Czechów i Węgrów, za swoją działalność na rzecz wizerunku Polski (w latach osiemdziesiątych wspierał opozycję antykomunistyczną w Polsce poprzez organizację charytatywną „Jagiellonian Trust”, której był współzałożycielem) nagrodzony został w 2016 roku medalem „Odwaga i Wiarygodność”.
Roger jest ojcem chrzestnym naszej najmłodszej latorośli Juliusza i nie ukrywam, że martwi mnie fakt, że pewnego dnia Julek zabierze nam z biblioteki wszystkie książki Rogera, bo większość z nich jest z dedykacją dla niego.
No, chyba, że dziecko zdecyduje się zamieszkać jednak we dworze, nad czym intensywnie pracuję 🙂 Pamiętam, kiedy po raz pierwszy czytałam właśnie tę książkę o winie i filozofii, to już po pierwszych kilku stronach zaczęłam z desperacją wołać do mojego męża, żeby mi koniecznie nalał kieliszek wina. „Ale jeszcze nie ma osiemnastej!” odpowiedział mi mój konserwatywny małżonek.
Dzisiaj natomiast czytam kolejny artykuł Rogera zatytułowany „Bottled inspiration” w miesięcznym dodatku „Life” do angielskiego „Spectator” i znowu jestem pod wrażeniem. I znowu mi trzeba wina. A oto mój ulubiony fragment: „W starożytności wino było czczone jako dzieło Boga. Dla nas to próg, przez który przechodzimy od pracy do zabawy, od biznesu do przyjaźni i od środków do celów. Z czasem wino stało się istotną częścią sakramentu, który określa religię chrześcijańską, a który przyjmujemy w komunii na pamiątkę ofiarnej śmierci Chrystusa. Poprzez całą naszą sztukę i literaturę wino ukazuje swoje charakterystyczne światło, oferując wspólne chwile radości i dając przebaczenie w naszym codziennym niewłaściwym postępowaniu. W moim życiu wino było niezawodnym i wielokrotnie powtarzającym się rozjemcą. Jest dla mnie oczywiste, że musimy być jemu wierni, cieszyć się z niego i nie traktować poważnie tych, którzy tego zabraniają.” Na tygodniowych warsztatach malarskich w Radziejowicach moja sztaluga stała jakiś czas obok pewnej pani doktor, która na moje stwierdzenie, że lubię sobie wieczorem nalać kieliszek wina, oświadczyła z poważną miną, że to już uzależnienie. Może i tak, ale nie zamierzam z niego rezygnować i podparta filozoficznymi wywodami Rogera właśnie udaję się do naszej piwniczki po jakąś butelkę dobrze schłodzonego białego rieslinga. Mimo, że nie ma jeszcze osiemnastej 🙂 In vino veritas!
https://www.youtube.com/watch?v=7GSZA_1vg9Y
2 Komentarz
By Małgorzata Baranowska
Niestety nie jestem koneserem win, z bardzo prostej przyczyny, po niczym tak nie choruję jak po lampce wina 🙁 . W moim domu zawsze był biały riesling i czerwone wino wytrawne, ja lubiłam wermuth’y. Bez wątpienia ogromną przyjemnością jest obcowanie z takim człowiekiem, jak Wasz przyjaciel Rogera. Dla nas kolejna przyjemność z Twojego opowiadania o Nim. Pozdrawiam 🙂 <3 .
By Adam
Beatko Droga, choć miło rozbawił mnie tak przyjemny i dla mnie temat to martwi cisza w środku wiosny jaką widzę na blogu. Mam nadzieję że nic przykrego się nie stało i niedługo się zobaczymy w Radoniach lub przy lampce wina właśnie 🙂