Ostatnie dni lata i od razu słota. Leje i wieje. Gdy poszłam zamknąć kury na noc, to aż mi się ich żal zrobiło. Jakieś takie kostropate, pióra pozlepiane od wilgoci, cała ich puszystość znikła bez śladu, jakby im połowa ciała ubyła. Wyglądają jak własna karykatura naszkicowana naprędce ostrym ołówkiem. Kogut na mój widok próbuje stroszyć pióra i otrząsać się z deszczu, ale widzę, że i jemu brakuje zwykłego animuszu. Kilka godzin później, tuż przed zaśnięciem, wsłuchuję się przez otwarte okno sypialni w mroczny i deszczowy park. Leje naprawdę porządnie, ale odgłos deszczu nie jest monotonny jak ten opisany taką zgrabną, szeleszczącą onomatopeją w wierszu Staffa: „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, i dudni jednaki, miarowy, niezmienny”. Czasami przybiera on na sile. Crescendo. Czasami stopniowo przycicha. Diminuendo. W tle słyszę jak szumią ciężkie od wilgoci drzewa poruszane wiatrem i to po prostu słychać, że ich szum jest mokry – zupełnie inaczej brzmią gdy kołyszą się szeleszcząc suchymi liśćmi. Te drzewa to tło, oddalony pomruk, swoiste basso continuo.
Na ten mokro szeleszczący chór nakłada się dość monotonne pluskanie ciężkich kropli o taflę wody w stawie, takie jakby bachowskie staccato,
a potem bliżej, już nierówne na byliny i krzewy okalające dwór. Nad sobą słyszę deszcz grający na gontach setkami głuchych uderzeń brzmiących jak klawisze pianina wyciszonego przez „moderato zug”. I od czasu do czasu w tą mokrą miękkość wdziera się głośny i metaliczny dźwięk strumienia przelewającej się z dziurawej rynny wody, która z impetem uderza o parapet. Jeden deszcz, a tyle odgłosów. Oczywiście od razu mam skojarzenie z nokturnalnymi i tak bardzo kantabilnymi preludiami Chopina, a szczególnie z najdłuższym ze wszystkich 24 preludiów, Preludium nr 15, powszechnie znanym jako Deszczowe. Choć sam Chopin tej nazwy nie lubił. George Sand napisała w swoich wspomnieniach: „Był wściekły, że używam skojarzeń dźwiękonaśladowczych do interpretacji utworu. Protestował z całych sił – miał rację – przeciw dziecinadzie owych wyobrażeń o naśladowaniu. Jego geniusz był pełen tajemniczych brzmień natury przeniesionych w wysublimowane muzyczne odczucia – a nie poprzez niewolniczą imitację zewnętrznych dźwięków”. Więc jeśli to nie parkowe preludium deszczowe to może nokturn w minorowej tonacji?
3 Komentarz
By N
Piękna kompozycja dźwięków opisana słowami deszczu. Plastyczny i dźwięczny opis początku jesieni ale miejmy nadzieje, że Złota Jesień także zagości do Polski 🙂
By Małgorzata Baranowska
Od soboty jestem w Borach, mam piękną, słoneczną pogodę, choć rano tylko 2 st. C, padało tylko w jedną noc, ale za to tak, że obudziło mnie dudnienie kropli o drewniany. Na szczęście jest piec i kominek, robię to co kocham najbardziej czyli nastrojowe ciepełko. Pozdrawiam 🙂 <3
By Adam
Dziękuję za bardzo barwny opis deszczowo przykrej niestety jesieni, lecz i ja wołam gorąco o rychły powrót słonecznego złota w ostatnich dniach września.