Dwór w Radoniach, tak jak większość majątków ziemskich na zachód od Warszawy, po sierpniu 1944 roku dawał schronienie wielu uchodźcom uciekającym z płonącej stolicy. Tysiące bezdomnych warszawiaków szukały dachu nad głową i nie było dnia, by ktoś nie prosił o nocleg i posiłek. W samym dworze mieszkało wtedy i otrzymywało całodzienne wyżywienie około trzydziestu osób, przeważnie krewni i znajomi pp. Chrzanowskich. Dwa razy tyle osób było ulokowanych w tzw. Fabryce Marmolady stojącej naprzeciwko dworu. Jedną z osób, która na wiele miesięcy pozostała pod opieką Jana i Marii Chrzanowskich był Bernard Tadeusz Frydrysiak, 36 letni malarz, przez młodzież radońską nazywany w skrócie BTF.
Artysta malarz i grafik, po trochu i poeta, w 1935 roku skończył warszawską ASP i początkowo pracował w pracowni prof. M. Kotarbińskiego, a następnie prof. T. Pruszkowskiego, założyciela „Bractwa św. Łukasza”, z którym również związał się artysta. Frydrysiak uważał, że „dzieła plastyczne powinny działać jak modlitwa, jak święta pieśń wprowadzona do duszy i serca. Powinny być symfonią, orkiestrą, szlachetnym pojedynczym akordem lub chórem anielskim. Powinny zmieniać człowieka, nade wszystko czyniąc go dobrym„. W Powstaniu Warszawskim przepadła bezpowrotnie część jego dorobku, ale dzięki gościnności pp. Chrzanowskich przez prawie rok, do ich wyjazdu we wrześniu 1945 z Radoń, mieszkał i tworzył pod troskliwym okiem gospodarzy. W swoich „Wspomnieniach” tak opisuje ten okres:
„W majątku zawsze pełno pracy. Wszyscy do różnych prac zaciągali się ochotniczo, chociażby z moralnego obowiązku w stosunku do gospodarzy. Ja również zaciągałem się do pracy, jaka w danym momencie była najpilniejsza. A więc: w ogrodzie, przy sianokosach, strzelając z procy lub z wiatrówki, zbierając pomidory lub grzyby w lesie, opalając się nad stawami. Później pomagałem pewnemu dystyngowanemu gościowi przy zbiorze dyń. Wszystko robiło się z wdziękiem i humorem. Życzeniem jednak miłych gospodarzy było bym pracował przy „sztalugach”. Pan domu był szczerym miłośnikiem sztuki, jak również jego zacni rodzice, pp. doktorostwo. Był on nieprawdopodobnym entuzjastą i sprawiało mu wielką przyjemność, kiedy widział moje ciągle nowe prace. Stał się moim przyjacielem i zwolennikiem mojej sztuki. Z początku pracowałem pastelą i akwarelą, później jeden z gości przywiózł mi z Krakowa małą kasetę i farby olejne. Ucieszyłem się jak dziecko, które dostało cukierka na patyku, gdyż mogłem teraz wrócić do ulubionej techniki. Malowałem rzeczy różne, począwszy od autoportretów, pięknych pań i pejzaży. W majątku było kilka młodych, ładnych panien, więc było jeszcze milej. Państwo domu krzątali się około wielkiej wysiedleńczej rodziny, starając się, by wszyscy czuli się jak najlepiej i chwilowo zapomnieli o swych przeżyciach i poniesionych stratach. W pewnym momencie nazywano wszystkich uciekinierów kotami, gdyż każdy z nich mówił, że „miał, miał” i wszystko stracił„.
Mimo, że ulubionym medium Frydrysiaka był olej, to jednak właśnie jego pastele najlepiej pokazują tamtejsze Radonie i ich wiejski, sielski urok.
Dwie z nich udało nam się zakupić i wiszą obecnie w dworze w hallu, witając wchodzących gości.
Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem wernisażu radońskich dzieł BTF, są już wszystkie sfotografowane, mam więc nadzieję, że niedługo będą je mogli Państwo zobaczyć w naturalnej wielkości.
W 1948 Frydrysiak popłynął „Batorym” do Nowego Jorku, gdzie malował szereg wspaniałych portretów oficjalnych gubernatorów, a także tamtejsze pejzaże. Zmarł tamże 4 maja 1970 roku.
„Nie mogę zapomnieć wiatrów
Płynących ze szczytów Tatrów.
Szumu nadwiślańskich topoli
I to mnie bardzo boli.
Nie mogę zapomnieć karłowatych
Wierzb, które szkicowałem przed laty,
Zbóż falujących w słońcu
I lasu tam.. na końcu…
Nie mogę zapomnieć tych cieni,
Wśród leśnej wilgotnej zieleni,
Łubinów za lasu skrajem,
Bo tęsknię dziś za krajem…”
1 Komentarz
By Małgorzata Baranowska
Dziękuję Beatko za dłuższą chwilę wytchnienia, podczas czytania Twojej opowieści i wspomnień o artyście BTF /ładne :)/. Jak wiesz, każdą „okruszynkę” wieści o moich ukochanych Radoniach, przyjmuję z otwartymi ramionami, bo wtedy łatwiej oddychać… . Zawsze z utęsknieniem czekam na kolejne. Ściskam i pozdrawiam serdecznie <3.