Dopiero połowa lutego za nami, wkoło szaro-buro, błoto miesza się ze śniegiem, a za mną od kilku dni chodzą „Szmery wiosny” Sindinga, utwór, który grywałam na pianinie jako nastolatka. Bo coś jakby drgnęło w nas i w przyrodzie. W radońskim klasztorku Siostry Dominikanki przyozdobiły ołtarz tulipanami, ktoś zauważył, że przyleciały pierwsze bociany, w parku intensywniej hałasuje dzięcioł i śmiga po drzewach wiewiórka, a w dawnej powozowni niepostrzeżenie siadła na jajach jedna z moich Japoneczek. Najpierw się zmartwiłam, że to znacznie za wcześnie, że przecież za sześć tygodni (bo tyle mniej więcej trwa wysiadywanie) będzie dopiero końcówka marca i może jeszcze być zimno. Ale Japoneczki to twarde sztuki, ciągle muszę sobie o tym przypominać. Większość zimy, w padającym śniegu i na trzaskającym mrozie przesiedziały uparcie na mirabelce rosnącej koło kurnika i na niewiele zdały się nasze rozliczne próby, by je stamtąd na noc zganiać do cieplejszego pomieszczenia. Więc może ta niewielka kurka czuje więcej i inaczej niż my, może zima już nie powróci i te lutowe tajanie będzie ostatnie i marcowych roztopów nie będzie? No i przede wszystkim koniec zimy słychać, gdy wcześnie rano wychodzę na ganek, by pójść wypuścić kury z kurnika. Od kilku dni bowiem robi się coraz głośniej, zaczęły koncertować ptaki o poranku. Lubię wychodzić na ten mój ganek, bo zawsze czymś zaskakuje i dostarcza, w zależności od pory roku, innych estetycznych przeżyć. Widać stąd krwawe zimowe zachody słońca, a nocą, nad dawnymi czworakami górujący w pełni księżyc, który obszczekują moje psy jak nieproszonego gościa. Gdy jest mgła majaczy wokół park zalany jakby mlekiem i potężne pnie starych drzew wyłaniają się z tej przymulonej bieli na tle rozproszonego światła wiejskich latarń ulicznych.
I ponieważ z fotograficznego punktu widzenia ten obecny, mono-chromatyczny w dzień krajobraz nie zachęca do ciekawych kadr, posiłkuję się ostatnio właśnie zdjęciami nocnymi, gdy cała brzydota jest ukryta w mroku, a mgła, księżyc w pełni lub rozgwieżdżone niebo wydobywają z otoczenia taką magię, jakiej dzień często nie dostarcza.
Jednocześnie trwam w oczekiwaniu na wiosnę i lubię ten stan, bo jak śpiewa Antonina Krzysztoń „Jest takie czekanie, które już jest spotkaniem, jest taka ciemność, która już jest światłością.”
„Szmery wiosny”: https://www.youtube.com/watch?v=ga_sM1ankFM
1 Komentarz
By Małgorzata Baranowska
Cudownie piszesz o tym wszystkim Beatko, też już bardzo tęsknię za wiosną. Każda pora roku ma swój urok, ale ostatnia zima była wyjątkowo długa i upierdliwa… . Byle do wiosny, pozdrawiam cieplutko 🙂