Gdy w 2000 roku oglądaliśmy po raz pierwszy ruinę dworu w Radoniach, mój mąż dostrzegł potencjał w resztkach urody tego klasycystycznego budynku, ja natomiast byłam przede wszystkim zauroczona parkiem. Był on wówczas bardzo zarośnięty i zaniedbany, ale sam fakt, że uchował się przez te wszystkie lata zawieruchy komunistycznej graniczył z cudem. Wkrótce potem zrobiliśmy inwentaryzację zieleni i okazało się, że w parku jest 350 drzew! Oczywiście sporo z nich to były kilkunastoletnie już samosiejki, ale wiek większości został oceniony na około 200 lat, bo właśnie wtedy to założenie parkowe w ówczesnej Radonii-Dąbrówce powstało. Zaczynając 15 lat temu prace nad oczyszczeniem parku wyszłam z lekarskiego założenia „Primum non nocere” i kierując się bardziej intuicją niż doświadczeniem powoli starałam się odsłaniać dawne ścieżki i aleje, oczyszczać z samosiejek i chwastów zarośnięte polany, znajdować ciekawe vistas, odkrywać widoki na wiekowe drzewa. Choć muszę przyznać, że na samym początku, gdy tu się w 2005 roku przeprowadziliśmy te potężne drzewa napawały mnie lękiem. Bałam się, że w czasie kolejnej wichury najbliższy wiąz zwali się na dwór, bałam się tego mrocznego, ciemnego parku i jego ciszy w nocy, bałam się że nie dam rady ogarnąć i utrzymać tej ponad sześcio hektarowej przestrzeni. Dziś nie wyobrażam sobie bym mogła mieszkać gdzie indziej i park, chyba nawet bardziej niż dwór, jest moim oczkiem w głowie i jeszcze żadnej krzywdy od niego nie doznałam. Owszem, łamią się drzewa w czasie porywistych burz i ściągają na siebie pioruny, spadają potężne gałęzie na alejki, ale wszystko to są drobne niedogodności, do których już się przyzwyczailiśmy i z którymi jakoś sobie radzimy. A park, rok po roku odwdzięcza się za włożony weń trud, pięknieje i rozkwita i nieustannie zachwyca każdego kto tutaj przyjeżdża. Jakiś czas temu w podzięce za spacer po parkowych niwach dostałam taki oto wzruszający wiersz:
Był dwór. Jak ostoja trwał na szczęścia straży,
wojnom się opierał i walczył z pogardą,
i choć prawie był upadł, nadzieją wciąż darzył.
Bóg chciał – się odrodził – i honor dzierży hardo.
I ziemia, na której on w parku rozpostarty,
losy z nim dzieliła i nie raz płakała.
I pospołu im przyszło w różne grywać karty,
i patrzcie: wytrwali! Jak opoki skała!
I zgoła niewidoczna składna ludzka ręka
do łask przywróciła ów park i obejście.
I czapka się uchyla i kolano klęka!
Dzięki Ci Boże, że dałeś gospodarskie szczęście!
I teraz niezawodnie, o świcie czy zmroku,
ilekroć byś się tylko w parku nie znalazł,
przytula Cię cisza, duszę koi spokój,
i do woli pić możesz słodycz z tego Graala.
I chociaż dokoła tętni pełnia życia,
na ziemi, w powietrzu i w milionach stworzeń,
to wszelka niedogodność zamiera w niebycie,
bo przyrody muzyka z duszą zawsze w zgodzie.
Na spacer do parku! Chłonąć tchnienie szczere!
Skłoń głowę przed przyrodą w odruchu podzięki
i ciału daj wytchnienie od udręk i rozterek,
i poczuj powiew szczęścia na wyciągnięcie ręki.
A wtedy Twe serce otworzy się szerzej
i łatwiej Ci będzie stawać w życia szranki.
Czar i powab parku w podróż Cię zabierze,
i na Twej drodze przyświeci natury kagankiem.
Gdy nadchodzi jesień przypomina mi się jak to Maria Chrzanowska musiała swojej kucharce Gobie domawiać pomocnic do kuchni, bo tyle było prac przy upolowanej zwierzynie. My również teraz mamy więcej pracowników, ale nie w kuchni tylko do… grabienia liści.
Bo gdy te ponad trzysta drzew zrzuca po pierwszym przymrozku naraz wszystkie liście, wtedy jedne grabie to zdecydowanie za mało. Grabimy zazwyczaj kilka tygodni, śpiesząc się, by zdążyć przed pierwszymi śniegami, a potem następne kilka tygodni zwozimy te tony na kompostownik.
Liści jest tak dużo i tworzą tak grubą warstwę, że gdyby je zostawić nieruszone to trawniki pod nimi na wiosnę byłyby pożółkłe i odparzone. Więc nie ma wyjścia, trza grabić 🙂
Nieraz sobie marzę, że gdybym mogła przerobić je jakimś cudem na brykiety to miałabym opał za darmo. Może ktoś kiedyś taką brykieciarkę wymyśli? A może już jest, tylko jeszcze o niej się nie dowiedziałam?
8 Komentarz
By Małgorzata Baranowska
Beatko przeczytałam i obejrzałam z ogromną przyjemnością…, powinnaś pisać tak pięknie i lekko Ci to przychodzi. Nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, że byłam, oglądałam, podziwiałam, stąpałam po tamtej ziem, mogłam pooddychać Twoim powietrzem… . Jeszcze raz za wszystko dziękuję, czekam na kolejne sprawozdania i relacje okraszone Twoimi pięknymi fotografiami. Pozdrawiam cieplutko. M-ta.
By admin
Małgosiu, obiecuję, że pisać będę nadal, pozdrawiam również ciepło 🙂
By Małgorzata Baranowska
To dobrze, to bardzo dobrze Beatko <3, uściski 🙂
By Piotr
Zupełnie przypadkiem trafiłem w necie na Państwa stronę gratuluję pomysłu, zaangażowania i realizacji. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z dworem w Radoniach, kiedy przed ponad dwudziestu laty, w maju przyprowadziła mnie w to tajemnicze i urocze, choć zaniedbane miejsce moja przyszła żona. Od razu je polubiłem i kiedy sprowadziłem się do Grodziska, często tu przyjeżdżałem, aby odetchnąć od zgiełku albo powtórzyć materiał przed kolejnym egzaminem. A potem… potem na wiele lat o nim zapomniałem, a ono w tym czasie odżyło nowym blaskiem dzięki Państwa mozolnej pracy. Gratuluję i z przyjemnością oddaje się lekturze, i podziwiam jakże pogodne zdjęcia.
By admin
Pani Piotrze, serdecznie dziękuje za miłe słowa i zapraszam do odwiedzin Radoń, jeżeli kiedyś będzie Pan w pobliżu. Pozdrawiam, Beata Korzeniowska-Matraszek
By Piotr
Bardzo dziękuje, nie omieszkam skorzystać z zaproszenia, a korzystając ze sposobności życzę spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz jeszcze lepszego 2017 roku.
By Beata - sąsiadka
Dzień dobry
A może zamiast brykietów z liści wykorzystać je w taki sposób:
https://www.facebook.com/CohabitatGroup/photos/a.452108688407.237139.317535483407/10152264627513408
polecam pomysł pod rozwagę 🙂
By admin
Sąsiadko i imienniczko moja, dziękuję za ciekawą sugestię. Wezmę pod rozwagę 🙂