Zawsze jestem przekonana, że oskubuję doszczętnie moje dzikie bzy z ich kwiatów, kiedy to wczesnym latem robię hektolitry tak bardzo popularnego w naszej rodzinie i wśród przyjaciół bzowego syropu. Ale kiedy nadchodzi wrzesień te same krzewy, które w czerwcu tak pięknie pachniały i pyliły kremowym pyłkiem ze swoich koronkowych baldachów teraz stroją się w grona czarnych pereł.
Jedni robią z nich wino, inni nastawiają nalewki, jadłam także świetny i delikatny w smaku owocowy mus. Natomiast kilka lat temu znalazłam wielce ciekawy przepis na ocet balsamiczny, zrobiłam raz, zużyłam wszystko, i już teraz nie mogę się bez niego w mojej kuchni obejść. Używam go w sałatkowych dressingach, w mięsnych sosach, marynatach. Jestem nim po prostu zauroczona, i smakiem, i rubinowym kolorem i uważam, że bije na głowę wszystkie te słynne octy z Modeny. Poza tym jest nie tylko dobry w smaku, ale i zdrowy, ponieważ zawiera wysoką dawkę flawonoidów, antocyjanów oraz witaminy A i C.A więc jeżeli macie w pobliżu siebie kilka krzewów dzikiego bzu, gorąco zachęcam do zbioru tych czarnych kulek, bo jeszcze chwila i zaczną opadać.
A oto receptura na ocet z owoców dzikiego bzu
- zerwij kiście dorodnych, dojrzałych (nie zielonych i nie przeschniętych) owoców, im więcej tym lepiej (mnie zawsze syropu nie wystarcza i czekam września z utęsknieniem)
- usuń jagódki z kiści używając widelca
- zważ jagody, przesyp do dużego słoja lub innego pojemnika i dodaj 500 ml octu z białego wina lub jabłek na każde 350 g owoców
- przykryj i odstaw na 3-5 dni, od czasu do czasu mieszając
- odcedź płyn, jagody wyrzuć i dodaj 350 g cukru na każde 260 ml płynu
- doprowadź do wrzenia i gotuj na małym ogniu przez 10 minut, pilnując by rubinowy sok nie wykipiał, bo ma ku temu skłonności
- rozlej do butelek, usiądź i podziwiaj efekt 🙂
Powodzenia i smacznego!