Sierpień jest od zawsze naszym miesiącem wyjazdowym i właśnie, jak co roku, opuściliśmy Radonie na kilkanaście dni. Ale żeby blog nie popadł w niebyt sezonu ogórkowego postanowiłam napisać słów kilka o tym jak odpoczywano w Radoniach przed wojną. Może się mylę, ale wydaje mi się, że często mamy tendencję do wyobrażania sobie życia w dawnych majątkach ziemskich jako idyllicznej sielanki, kiedy to dni mijały powoli i leniwie na czytaniu książek i kolorowych żurnali, spacerach, polegiwaniu na szezlongach, piciu niezliczonych herbatek i koncentrowaniu się na dobieraniu odpowiedniej garderoby na kolejne posiłki. Tymczasem te ziemiańskie siedziby sprzed II wojny światowej były przede wszystkim wielkimi gospodarstwami rolnymi, liczącymi nieraz po kilkaset hektarów i wymagały od swoich gospodarzy olbrzymiego nakładu pracy fizycznej, szczególnie jeżeli właściciele należeli do tej uboższej warstwy szlachty ziemiańskiej. A tak właśnie było w przypadku Jana i Marii Chrzanowskich, ostatnich właścicieli majątku radońskiego przed reformą rolną. Życie i rytm dnia w Radoniach były ściśle związane z porami roku i odpoczynek nie wchodził w rachubę dopóki wszystkie konieczne prace – polowe, w sadzie, w ogrodzie warzywnym, w oborze, kurniku, stajni, itd. – nie zostały wykonane. Ale tak jak intensywna była codzienna praca obu małżonków, tak samo intensywnie potrafili wypoczywać.
Państwo Chrzanowscy, razem ze swoją rodziną mieszkającą w dworze, odpoczywali głównie na terenie swojego majątku. I tak jak pory roku dyktowały im rytm pracy, tak i rekreacja była do nich dostosowana.
Za cienistym, wiekowym parkiem znajdowało się dwadzieścia stawów rybnych i jeden z nich był przerobiony na staw kąpielowy, gdzie w upalne dni lata grywano w siatkówkę wodną.
Natomiast na największym i najbardziej malowniczym stawie na terenie parku pływano kajakiem. Często jeżdżono konno, bo zarówno Maria, jak Jan i jego brat Stefan również mieszkający w dworze, uwielbiali konie i byli świetnymi jeźdźcami. Chodzono na długie spacery z ukochanymi wyżłami Kazanem, Barim i Erą. Ale chyba najbardziej pp. Chrzanowscy lubili grać w tenisa. Kort tenisowy znajdował się na polanie na zachód od dworu, przed figurką Matki Boskiej, która stoi w tym samym miejscu do dziś.
Przedwojenne zdjęcia pokazują nam mieszkańców dworu rozgrywających między sobą duble, a także grających z gośćmi pensjonatu, który znajdował się nieopodal dworu (w czasie wojny został on przebudowany na tzw. Fabrykę Marmolady). Panie grają w białych i zapewne niezbyt wygodnych, bo sięgających aż za kolana spódnicach, panowie obowiązkowo w długich, jasnych spodniach. Wyżły drzemią sobie leniwie obok kortu.
Minęło już kilkadziesiąt lat od tamtych czasów. Stawy za parkiem zostały zasypane, nie ma już koni przy dworze, kort tenisowy jest prawie niewidoczny, bo przykryty grubą warstwą ziemi z butwiejących latami liści i porośnięty trawą. A my szukamy słońca i relaksu na jednej z wysp basenu śródziemnomorskiego. Tempora mutantur et nos mutamur in illis…